Czy wiesz, że...
Nowości w bocianopedii

sześcioraczki
Kategoria: Bociani rok, czyli od przylotu do sejmików i dalekiej podróży
Z własnych obserwacji...
Kategoria: Bocian czarny i inni, czyli mniej znani kuzyni bociana białego

Moje przygody z bocianami: Jak chwytałem bociany w celu założenia radionadajników

Jak już pisałem wcześniej, badania nad bocianami trwają w całej Europie, a ostatnim kierunkiem jest podjęcie badań satelitarnych. Nic zatem dziwnego, że kiedy otrzymałem z Niemiec propozycję współuczestniczenia w takich badaniach i przygotowania schwytania kilku dorosłych ptaków na terenie północno-wschodniej Polski, ogromnie się ucieszyłem. Problem polegał tylko na chwyceniu kilku dorosłych, doświadczonych w wędrówce ptaków. Pomyślałem sobie - nic prostszego, przecież koledzy z Gdańska masowo łapią na śmietniskach mewy sieciami zaopatrzonymi w kilkukilogramowe ciężarki wystrzeliwane z małych moździerzy. Dzwonię więc do Gdańska i pytam o rezultaty:
-    Ile ptaków łapiecie przy jednym odstrzale?
-    Do dwustu, pada odpowiedź.  
Byłem uradowany. Sieć ma długości prawie 40 metrów i szerokości ponad 15 m. Za kosiarką idzie do 20 ptaków, więc nie powinno być żadnych problemów.

 

Uzyskałem zgodę Głównego Konserwatora Przyrody i przygotowałem całą eskapadę. Tak więc pewnego dnia silna polsko-niemiecka ekipa zjawiła się w Brzeźnicy, w gminie Srokowo i rozpoczęliśmy łowy. Kierownik dużego majątku rolnego, gdzie na dachach jest kilkanaście gniazd bocianich, przyjął nas gościnnie i obiecał pomoc. Uzgodniliśmy miejsce najbliższego koszenia zielonki i rozłożyliśmy sieci. Kosiarka jechała jak zwykle, bociany szły za nią gromadą i kiedy wszystko było w idealnym położeniu, odpalone sygnałem radiowym, zagrzmiały moździerze. Przyznać trzeba, że przypominało to salwę artyleryjską. Sieć wyleciała w powietrze, jednak nim opadła prawie wszystkie bociany były już w powietrzu. Tylko jeden ptak został nakryty narożnikiem sieci, ale i on podrzucił ją skrzydłem i nim dobiegliśmy, odleciał. Gdybym wiedział co nastąpi potem, spakowałbym cały interes i zaoszczędził sporo cennego czasu. Rozkładaliśmy sieć wielokrotnie i to w odległości wielu kilometrów od Brzeźnicy. Bociany chodziły za kosiarkami, ale gdy dochodziły do sieci, nawet gdy była przykryta trawą, podrywały się w powietrze, przelatywały te kilkadziesiąt metrów i potem dalej spokojnie żerowały. Także siatki mocowanej na kosiarce i wyrzucanej sprężyną do tyłu, można było użyć tylko raz, a nakryty bocian i tak wbiegł pod maszynę i uciekł bokiem. Potem do tej kosiarki nie zbliżył się już żaden ptak. Owszem szły za nią, ale w bezpiecznej odległości. Wracałem do domu zupełnie pokonany.
    We Wrocławiu zacząłem szukać rozwiązania. Przypomniałem sobie pokazy sprawności naszej policji i łapanie przestępcy siatką wystrzeliwaną ze specjalnego karabinu. Tonący brzytwy się chwyta, postanowiłem więc iść po ratunek do naszej policji. Łatwo sobie wyobrazić zdumienie moją prośbą. Takiego zadania nie miała chyba żadna policja na świecie! Prośbę potraktowano jednak ze zrozumieniem i Komendant przyznał, że choć do tej pory takich terrorystów nie łapano, może to być uznane jako pewnego rodzaju ćwiczenie. I tak zjawiliśmy się po raz drugi w Brzeźnicy, tym razem w towarzystwie młodego funkcjonariusza. Wprawdzie jego koledzy przed wyjazdem śmiali się, że będzie drób łapał, ale metoda okazała się skuteczna, choć zadanie nie było łatwe. Wprawdzie bociany złapaliśmy, ale szybko okazało się, że chwycenie przestępcy jest zadaniem nieporównanie łatwiejszym niż przechytrzenie ptaka. Opłacało się strzelać siatką tylko gdy ptak był do strzelającego zwrócony dziobem i należało wykorzystać te ułamki sekundy, gdy robił zwrot. Próby łapania bocianów podejmowaliśmy w promieniu kilkudziesięciu kilometrów i niebawem odkryliśmy ze zdumieniem, że nasz biały mikrobus został przez bociany doskonale rozpoznany i należycie oceniony. Gdy podjeżdżaliśmy na pole i ustawialiśmy auto na poboczu, nawet 100 m od pracujących maszyn, ptaki natychmiast odlatywały. Nie pozostało zatem nic innego jak ukrywać samochód w krzakach, w pewnej odległości i resztę załatwiać pieszo. Bociany jednak udało się schwytać i dzięki temu mamy ciekawe obserwacje z kilku lat. Prześledzona została cała droga do Afryki, reakcja na dramatyczne warunki wiosną 1997 r., gdy załamanie pogody zatrzymało w Turcji na cały sezon lęgowy tysiące ptaków i wiele innych szczegółów. Nigdy nie przypuszczałem jednak, że chwycenie bociana jest tak trudnym zadaniem i zapewne nigdy nie dowiem się, w jaki sposób wiadomości ważne dla bocianów tak sprawnie są przez nie przekazywane i to na znaczne odległości.

 

(tekst Z. Jakubiec)

 

Galeria zdjęć tego artykułu

Ten bociek nie jest jeszcze zakontraktowany, ale już rozgląda się za ofertą. (foto P. Szymoński)
W sierpniu nadchodzi pora, by mieszkańcy wiejskiego obejścia pomyśleli o zimie. Gospodarz przygotowuje zapasy opału, a żerujący na przydomowej łące bocian zbiera siły przed podróżą do Afryki. (foto P. Szymoński)

Inne artykuły w dziale "Bocian i człowiek, czyli nasz powszechnie lubiany sąsiad"